Sześć twarzy-Henryka Sienkiewicza | Biblioteka Vintage Katarzyna Majchrzak – transkrypcja

Dzień dobry. Tu Katarzyna Majchrzak z Biblioteki Vintage. Zapraszam Państwa na drugi odcinek z cyklu „Sześć twarzy”. Tym razem naszym bohaterem jest Henryk Sienkiewicz,

Muzyka

Siódmego maja 1846 roku o godzinie siódmej wieczorem,  proboszcz kościoła w Okrzei na Podlasiu ochrzcił chłopczyka. Nadał mu aż cztery imiona: Henryk Adam Aleksander Pius. Maluch urodził się dwa dni wcześniej w pobliskiej Woli Okrzejskiej. Jego rodzicami byli 32 letni Józef Sienkiewicz i 28 letnia Stefania z Cieciszowskich. Mały Henio był ich drugim synem. Dzieciństwo przyszłego pisarza upływało w majątkach ziemiańskich na Podlasiu i Mazowszu. Kształcił się w Warszawie, najpierw w gimnazjum, później na Szkole  Głównej, gdzie studiował trzy kierunki medycynę, prawo i historię na wydziale filologicznym ale żadnego nie udało się mu się ukończyć. Aleksander Świetochowski opisywał Henryka z czasów studenckich jako niczym niewyróżniającego się chłopaka, który nie grzeszył ani talentem, ani posturą. Był wątły, niski i chorowity. Nie udzielał się towarzysko, był wycofany, a przed egzaminami bardzo się stresował. A jednak ten niepozorny, cichy student miał z czasem stać się najpopularniejszym polskim pisarzem, autorem, którego książki czytano w każdym domu. Jak do tego doszło? Odkryjmy sześć twarzy Henryka Sienkiewicza.

Muzyka

Twarz pierwsza. Dziennikarz.

Karierę zaczynał w „Przeglądzie Tygodniowym”, później w „Gazecie Polskiej”, gdzie używał pseudonimu Litwos. Prowadził dział literacki w piśmie „Niwa”, którego był również współwłaścicielem, a także obejmował prestiżowe stanowisko redaktora naczelnego w piśmie „Słowo”. Prawdziwy rozgłos zyskał jako korespondent „Gazety Polskiej” w Ameryce. Przez dwa lata, jego „Listy z podróży do Ameryki” elektryzowały warszawskich czytelników. Sienkiewiczowi podobała się Ameryka ale nie chciałby w niej zamieszkać. Jako bystry obserwator widział kraj pełen skrajności: zachwycał się jego rozmachem, krajobrazem, ale surowo potępiał eksterminację ludności rdzennej i nieustanną pogoń za biznesem. Z dumą za to relacjonował sukcesy, Heleny Modrzejewskiej, na amerykańskich scenach. 

A tak pisał o Amerykańskiej kuchni: Kuchnia amerykańska jest najbardziej niegodziwą kuchnią na świecie. Nie chodzi jej o to wcale, żebyś zjadł zdrowo i dobrze, ale o to, byś zjadł jak najprędzej i mógł wrócić do business; wszystko więc obliczone jest na łapu capu i tylko wieczorne obiady podają ci cokolwiek staranniej, wieczorem bowiem wszelki business kończy się wraz z uderzeniem piątej godziny.

Sienkiewicz miał w swojej pracy reporterskiej dość luźne podejście do faktów. Sam przyznał się do celowego ubarwiania relacji, pisząc: „Łżę tak, aż się papier ze wstydu czerwieni. W następnych listach będziecie czytać o stepach, niedźwiedziach, bizonach… słowem – cały romans, w którym prócz geografii i przyrody wszystko jest zmyślone.”  Doskonale rozumiał, że czytelnik nie szuka jedynie informacji, ale przede wszystkim opowieści i emocji. Do tego dochodził klarowny, dowcipny i zwięzły styl, który sprawiał, że jego teksty pochłaniało się jednym tchem.

W 1890 roku Sienkiewicz ponownie wyruszył w świat jako korespondent, tym razem do Afryki. Choć podróż sfinansowała redakcja „Słowa”, a on miał przesyłać relacje z Czarnego Lądu, plany pokrzyżowała mu ostra febra. W rezultacie, „Listy z Afryki” powstawały częściowo… w Zakopanem, gdzie pisarz leczył swoje dolegliwości!

Sienkiewicz sam o sobie pisał: „Szwendam się po świecie jak Marek po piekle.” Przez cztery dekady więcej czasu spędził w drodze niż we własnym domu. Ta włóczęgowska pasja zaowocowała ogromem korespondencji publikowanej nie tylko w kraju.  Na przykład w kalifornijskim dzienniku „Daily Evening Post” roku ukazał się jego artykuł „Poland and Russia”.

Twarz druga. Wielbiciel Marii

Sienkiewicz nie był przystojny. Jako dziecko z wielką głową, nieproporcjonalny, trochę śmieszny. Nigdy nie dogonił rówieśników wzrostem zatrzymał się na 154 cm. Gdy w 1863 roku wybuchło powstanie styczniowe, chciał walczyć, jak przystało na mężczyznę z rodziny o patriotycznych tradycjach.  Odesłano go jednak do domu z komentarzem: „Dzieci nam tutaj nie potrzeba”. I być może właśnie dlatego pierwszą szablą Rzeczypospolitej w swojej powieści uczynił rycerza drobnego, niepozornego, ale niepokonanego Michała Wołodyjowskiego.

No cóż Henryk nie był postawny, ale nie brakowało mu uroku i całe życie cieszył się powodzeniem u kobiet. Bez wątpienia był kobieciarzem. Mawiał, że „Kobiecie można wybaczyć wszystko z wyjątkiem braku urody”.

Od wczesnej młodości marzył o żonie i miał wobec niej dokładnie sprecyzowane wymagania. W wieku 19 lat tak pisał do przyjaciela: „A mój ideał, moja wymarzona i wypieszczona żonka wyjdzie z pożywnym ziarnem w fartuszku przed ganek, swym srebrnym głosikiem zacznie wołać: Cip! cip! kur! kur! maluśki! maluśki! maluśki!, a obdzieliwszy nasz dobytek, zaprosi mnie do wieczerzy, na kartofle suto skwarkami przytrząśnięte”.

W 1874 roku zakochał się po raz pierwszy. Jego wybranką była dziewiętnastoletnia czarnowłosą Maria Kellerówna nazywana w rodzinie Milunią. Sienkiewicz była zachwycony, pisał: „Jest śliczna. Ma w sobie jeszcze ciepło snu i świeżość poranku, który przyniosła z ogrodu w fałdach swojej perkalowej sukni koloru bladoniebieskiego. Kapelusz, który zdjęła, rozrzucił trochę jej włosy. Twarz jej śmieje się, oczy śmieją się, wilgotne usta śmieją się… istny poranek”. Dziewczyna odwzajemniała jego uczucia i młodzi zaręczyli się. Niestety im bliżej ślubu, tym więcej wad w przyszłym zięciu widzieli rodzice Miluni. Niektórzy twierdzili,, że ojciec Marii Kellerówny przegonił niedoszłego zięcia, bo ten zbytnio związał się z hrabiną Karolową Chłapowską, bardziej znaną jako Helena Modrzejewska. W końcu ojciec kazał  Marii zerwać zaręczyny co dziewczyna posłusznie, uczyniła. Pisała : „Zabrali mi go i pogrzebali życie moje […]. Zwariuję! Boże, ja go kocham, żyć bez niego nie mogę”. Żyła w samotności do końca życia jako biedna nauczycielka, rozpamiętując utracone szczęście. Pomimo nieudanego narzeczeństwa z panną Kellerówną Sienkiewicz nie zaprzestał szukać swego ideału. Odnalazł go dwa lata później w Szczawnicy w 1879 roku Dziewczyna nazywała się Maria Szetkiewiczówna. Była delikatną, jasnowłosą, inteligentną, a przy tym pełną optymizmu i humoru emancypantką. Planowała studiować chemię na uniwersytecie w Zurychu, który jako jedyny w Europie uznawał wówczas takie osobliwości jak studiujące kobiety.  Henryk zakochał się po uszy: „Kocham pannę Maryję i szanuje, i szanować potrafię jak nikt w świecie […] kocham pannę Maryję, kocham i kocham, i kocham nad wszystko w świecie, jak moją najdroższą i przyszłą żonę, i byłbym najszczęśliwszy, gdybym to mógł z Wieży Świętokrzyskiej krzyczeć na cały świat”. Przyszłość pokazała, że nie były to czcze deklaracje. Sienkiewicz był kochającym i oddanym mężem. Długo musiał zabiegać o jej względy. Dziewczyna, zagrożona gruźlicą, nie chciała się wiązać. A i jej rodzice byli Sienkiewiczowi niechętni. Niepewny zawód, długi, zerwane narzeczeństwo i wianuszek wielbicielek nie czyniły z niego idealnego kandydata na zięcia. W końcu po długich staraniach w sierpniu 1881 roku w Warszawie Henryk poślubił swój wymarzony ideał drugą i najważniejszą Marię swego życia. Drobiu wprawdzie nie hodowali, ale byli udanym małżeństwem. Doczekali się dwójki dzieci: Henryka Józefa i Jadwigi. Małżeństwo Sienkiewiczów trwało tylko cztery lata, z czego połowę Henryk i Maria spędzili, jeżdżąc po uzdrowiskach, gdzie na próżno starali się oszukać los. Honoraria szły na lekarzy, którzy niewiele mogli pomóc. Niby-zaleczona gruźlica wróciła na miesiąc przed narodzinami córki. Przyjaciel Sienkiewicza, Stanisław Witkiewicz, pisał: „Pani Sienkiewiczowa jest bardzo, ale to bardzo słabą […]. Biedny Henryk! Jak krótko trwa najlepsze szczęście. Dwa lata nie przeszły, a traci już wszystko, co tylko miał!”. Maria zmarła, a Sienkiewicz stracił nie tylko dobrą żonę, ale też prawdziwą przyjaciółkę, powiernicę i pierwszą czytelniczkę jego prac. Dzieci właściwie nie poznały matki. Ich wychowaniem zajęli się dziadkowie, Kazimierz i Wanda Szetkiewiczowie. Sienkiewicz był przywiązany do teściów. Odwiedzał ich, spędzał z nimi święta, a listy, które słał im z każdej podróży, kończył słowami: „Ściskam kochanego ojca. Mateczki ręce całuję”.

Po  dwóch latach wdowieństwa, Sienkiewicz spotkał u krewnych spotkał swoją siostrzenicę, Marię Babską nazywaną Marytką. To już trzecia Marią w jego życiu. Gdy się poznali, Marytka miała dwadzieścia cztery lata. Była miła, serdeczna i zakochana w znanym wujaszku. On, doceniając jej zalety, oświadczył się jej.

Do ślubu jednak nie doszło ponieważ Sienkiewicz zerwał zaręczyny. Tłumaczył później:
„MB nie kocham. Uczucie, jakie mam dla niej, nie może absolutnie porównać się z uczuciem, jakie miałem dla Maryni [zmarłej żony.], ale lubiłem ją bardzo, była dla mnie miłym dzieckiem”.
W liście do Marii Babskiej wyznał też, że cierpi na anemię mózgu: „Może być nie umrę ani też stępieję zupełnie w ciągu roku czy dwóch – lecz czy wobec takiego stanu mam prawo wiązać Twoje młode życie moim?”. Niedoszła żona wstąpiła do zgromadzenia panien kanoniczek w Warszawie, gdzie spędziła szesnaście lat, wciąż wierna Henrykowi. Kanoniczki były świeckim stowarzyszeniem religijnym. Przebywały w nim panny, które nie mogły lub nie chciały – chwilowo – wychodzić za mąż. Nie składały ślubów, a gdy trafił się odpowiedni kandydat, mogły opuścić zakon i założyć rodzinę. Po  rozstaniu Sienkiewicza i Babskiej w świat poszła plotka, że to ona pierwsza oświadczyła się wujowi, (tak jak w powieści Baśka  Wołodyjowskiemu).

W połowie 1892 roku czterdziestosześcioletni już Sienkiewicz dostał list od nastoletniej panienki – Marii zwanej Marynuszką Romanowskiej. Była adoptowaną córką Heleny Wołodkowiczowej, którą będąc snobką marzyła, żeby mieć w rodzinie sławnego pisarza. Henryk jednak nie był naiwny. Pisał z przekąsem:

„…nie wierzę, by ktoś mógł się naprawdę zająć tak starą i żółtą małpą jak ja. Co do oddania mi ręki, to inna rzecz. To by się mogło zdarzyć z powodu ambicji i miłości własnej.”

Mimo wszystko dał się wciągnąć w tę farsę. Pojechał do Wołodkowiczów na święta, i oświadczył się Marynuszce. Kolejna narzeczona, kolejna Maria.

Tak pisała o drugim małżeństwie Sienkiewicza hrabina Róża z Potockich Raczyńska,

A z tym drugim małżeństwem to było tak: dama pewna z kresów, o wielkiej fortunie i nie mniejszych aspiracjach, tout court Wołłodkowiczowa z Drzewieckich, długo będąc bezdzietną i bezcelową, adoptowała wreszcie ubogą dziewczynę. I wychowała ją w niesłychanych fumach. […]Bo jeśli toaleta, to już koniecznie od Paquina, a pierwsza Komunia, to chyba sam Ojciec święty w Watykanie. Podobnie jedyną stosowną partią dla przybranej córki wydał się damie najsławniejszy wówczas człowiek w Polsce. I tak długo uganiała za Sienkiewiczem, aż dopięła swego. Panna nie bardzo chciała, Sienkiewicz jeszcze mniej.

Planowany na wiosnę 1893 roku ślub w Rzymie nie doszedł do skutku z powodów formalnych Z miesiąca na miesiąc pani Wołodkowiczowa piętrzyła przeszkody, aż w końcu w imieniu córki zerwała zaręczyny. Wyszło na jaw, że Marynuszka nie tylko nie chciała Henryka poślubić, ale wręcz go nie znosiła. Sam pisarz przyznał wtedy: „…jestem stary, znużony i nieszczęśliwy”. Zamiast jednak odpuścić, brnął dalej i  ślub jednak się odbył pomimo tylu czerwonych lampek, które powinny się mu zapalić.

W podróży poślubnej do Włoch zatrzymali się w hotelu Eden, który, jednakowoż rajem nie był. Henryk pisał z niego do znajomych: „Kaszlę bardzo i połamany jestem przez influenzę jak stara laska.” W Dodatku pojawiła się teściowa – „chmura pełna klęsk i prawdziwa plaga”która wtrącała się do wszystkiego. Po sześciu tygodniach Marynuszka porzuciła męża. Od tego momentu obie kobiety nie cofnęły się przed żadnym kłamstwem aby unieważnić małżeństwo. Wymyślały nieskonsumowane małżeństwo, sadyzm Sienkiewicza, jego rozwiązłość i niemoralność, egoizm a nawet  impotencję. Sienkiewicz był wściekły i zażądał lekarskiego potwierdzenia swojej sprawności. Po dwóch latach Watykan unieważnił małżeństwo. Zemstą Henryka na całej tej komedii stała się Rodzina Połanieckich, w których bohaterach czytelnicy rozpoznawali Wołodkiewiczów. Sienkiewicz tak to skomentował: „cokolwiek i kiedykolwiek w moich powieściach będzie obrazem fałszu, blagi, braku zasad, blichtru musi je ludziom przypomnieć i o unikniecie tego nawet się nie będę starał”

W 1899 roku Sienkiewicz poznał kolejną Marię, pannę Radziejewską. Była od niego młodsza o trzydzieści lat i zrobiła na nim piorunujące wrażenie. Pisał:

„Jest to moje ostatnie, albo – żeby sobie już tak całkiem nie zamykać drzwi na przyszłość – przedostatnie wielkie uczucie.”

Problem w tym, że panna Radziejewska wcale nie miała ochoty na romans z niemłodym pisarzem. Sienkiewicz, niczym bohater własnej powieści: wysyłał listy, książki, wiadomości. Ona cały czas go unikała. I nagle role się odwróciły, to Maria zaczęła szukać kontaktu z Henrykiem. Ale pisarz już miał dość . Przeraził go jej zmienny temperament. Na tym etapie życia szukał już nie muzy, tylko „pomocnicy, administratorki codzienności”. Na zaproszenie do spotkania odpisał chłodno:

„Łaskawa Pani! Absolutnie nie mogę dziś przybyć. Mam konsultację lekarską […]. Żałuję niezmiernie i łączę wyrazy poważania.”

Maria Radziejewska wyjechała do Berlina o  Sienkiewiczu jednak nie potrafiła zapomnieć. „Gdyby Sienkiewicz żył w średnich wiekach – mówiła – powiedziano by, że rzuca uroki i spalono go na stosie.” Zmarła w 1911 roku, najprawdopodobniej śmiercią samobójczą.

I wtedy do życia Henryka wróciła Maria Babska, kuzynka Marytka, którą odrzucił wiele lat wcześniej, zasłaniając się słabym zdrowiem. Teraz, kiedy faktycznie był już schorowany, dostrzegł w Marii doskonały materiał na gospodynię i pielęgniarkę. Marytka nie czuła się pokrzywdzona. 5 maja 1904 roku wzięli cichy ślub. Byli typowym, szczęśliwym małżeństwem z rozsądku. Maria, w odróżnieniu od swoich poprzedniczek nie była ani piękna, ani młoda. Nie miała też intelektualnych ambicji. Była za to dobrą żoną, przyjaciółką i partnerką do gry w winta.

Twarz trzecia. Krzepiciel serc

William Faulkner, również noblista, w jednym z listów wspomniał, że czytał kiedyś powieść Sienkiewicza i utkwiły mu w pamięci zamykające ją słowa, iż napisana została „dla pokrzepienia serc”. Przyznał, że tak właśnie należy pisać i Polak to zrozumiał. Jest to jedyny godny cel każdej książki.

Do idei krzepienia serc Sienkiewicz nie doszedł od razu. „Ogniem i mieczem”, pierwsza część „Trylogii”, kończy się w dość ponurej tonacji. Ostatnie zdanie brzmi: „nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”. Trudno tu mówić o pokrzepieniu! Dopiero w kolejnych tomach, zwłaszcza w „Panu Wołodyjowskim”, ten pozytywny cel stał się w pełni świadomy.

Pod koniec XIX wieku, w czasach przedłużającej się niewoli, Polacy wyjątkowo potrzebowali duchowego wsparcia. I właśnie na ten głód odpowiedział Sienkiewicz. Pisząc powieści, opiewał czasy potęgi Rzeczypospolitej. Było to zupełne przeciwieństwo dla ponurej teraźniejszości pod zaborami. Czytelnik mógł zanurzyć się w historię przepełnioną dumą z osiągnięć przodków i poczuć, że sam ma prawo być dumnym ze swojego pochodzenia. Pisarz dawał do zrozumienia: skoro podczas Potopu Szwedzkiego szlachta, mimo początkowych klęsk, poradziła sobie z silniejszym wrogiem, to Polacy pod zaborami również mogą to uczynić.

Świat Sienkiewicza promieniował przeogromną skalą wrażeń, odczuć i wzruszeń. Pięknie ujął to Bolesław Prus, pisząc o autorze „Ogniem i mieczem”:

    „Jego Dniepr i jego step pachną, jego pasowanie się dwóch ludzi wyciska pot na czole czytelnika (…) widzisz, słyszysz, dotykasz, czujesz, a w końcu wierzysz. A jest tych wrażeń takie mnóstwo, że wydaje ci się, że on nie pisze, ale gra pełnymi akordami, całą orkiestrą, albo że maluje wszystkimi barwami tęczy”.

Powieści Sienkiewicza to połączenie historii, przygody, akcji i romansu. Wątki batalistyczne, intrygi miłosne i cudowne ucieczki sprawiały, że czytelnicy odczuwali pełne zaangażowanie. Bohaterowie tacy jak Skrzetuski, Kmicic, Zagłoba czy mały rycerz Wołodyjowski ożywali na kartach powieści. Czytelnicy natychmiast ich pokochali, a dowodem na to są liczne listy, w których błagali Sienkiewicza, by „nie uśmiercał tego czy innego ulubieńca”.

„Trylogia” ukazywała się w odcinkach w prasie. Druk „Ogniem i mieczem” rozpoczął się 2 maja 1883 roku, a cała seria ukazywała się przez pięć lat, z wersjami książkowymi co dwa lata. Sienkiewicz, konstruował narrację w sposób przypominający współczesne seriale. Każdy odcinek kończył się tzw. cliffhangerem – momentem pełnym napięcia i zawieszenia, który uniemożliwiał czytelnikom oderwanie się od lektury i zmuszał do czekania na kolejny numer.

W ten sposób, poprzez swoje powieści, Henryk Sienkiewicz wlał nadzieję w serca Polaków w mrocznym okresie ich historii.

Twarz czwarta. Humorysta

Nawet będąc u szczytu sławy, Sienkiewicz potrafił zachować ogromny dystans do siebie i otaczającego go zamieszania. Zdawał sobie sprawę z kultu, jakim darzył go naród. Śmiejąc się, mówił o sobie: „mej sławy nic nie zatrze, bo nad libańskie wyższa cedry”.

W liście do szwagierki tak żartował ze swojej popularności:

    „[…] jestem przedmiotem wszędzie czci – nie powiem: bałwochwalczej, bo dostarczyłbym Twemu języczkowi powodów do złośliwych powiedzeń – ale pogańskiej. Wracając do Poznania, prosiłem Mścisława Godlewskiego, żeby mi powiedział parę słów grubiańskich w tym celu, abym doznał ulgi.”

Przykłady poczucia humoru, których celem było rozbawienie adresatów, pojawiają się w jego korespondencji bardzo często.

Np. w liście z Czech pisał :

„Zachod ( zachod po czesku to ubikacja) złocił się  i czerwienił. W tej chwili wracam z ‘Divadla’ – grano Norę, głupi dramat Ibsena. Mąż w kulminacyjnym momencie dramatu zapytał żonę: ‘Hapiesz?’, a ona odpowiedziała ponuro: ‘Hapiem!’ – co miało znaczyć: ‘Pojmuję!’ – Ogromnie ładny język!”

Tę pogodę ducha oraz życzliwe nastawienie do ludzi i życia Sienkiewicz potrafił zachować mimo trapiących go chorób.

W innym liście pisał:

„Powiedziałem Lucowi, że jeśli jemu nie pomoże Karlsbad, a mnie Kalten, to na wszelki wypadek mam zamiar założyć ‘Klub Wesołych Paralityków’ – z wygodnymi wózkami, wintem i nieustającą gawędką o płci białej.”

O Sienkiewiczu krążyło mnóstwo anegdot. O np. taka: W maju 1888 roku pisarz odwiedził współredaktora „Słowa” Edwarda Leo. Gospodarz wkroczył z dłonią wyciągniętą do uścisku i naraz ze zdumieniem spojrzał na twarz gościa. Co się stało, panie Henryku? – zapytał. – Nieszczęście jakie? Chory kto? Sienkiewicz próbował się uśmiechnąć. Nie, panie Edwardzie – odrzekł z wysiłkiem. – Ale… dziś rano… zabiłem Wołodyjowskiego…

Humor Sienkiewicza, przenikał również do jego twórczości. Głównym inspiratorem zabawnych sytuacji i mistrzem humoru stał się w „Trylogii” Zagłoba. Jego postać miała być wzorowana na teściu pisarza, Kazimierzu Szetkiewiczu, który słynął z barwnego opowiadania i umiejętności rozśmieszania. Tę właśnie cechę „odziedziczył” po nim Zagłoba. Longinus Podbipięta używa wyrazu Hadki np. Słuchać hadko. Sienkiewicz przejął ten wyraz również od Szetkiewicza.

Sienkiewicz był bardzo pracowity ale i do trudu swej pracy podchodził z humorem, Ale jak ciężki był sposób tworzenia świadczą wyznania z listów: „Bywam tak zmęczony, jak by mnie kto obił” i obserwacje bezpośredniego świadka który spotkał wyczerpanego pisarza „bladego i dosłownie – ze spotniałym czołem”. Zapytany co go tak zmęczyło Sienkiewicz odrzekł – „Praca nad prostotą stylu”

Twarz piąta. Idol

Pamiętają Państwo, że na studiach nic nie zapowiadało wielkiej kariery Sienkiewicza. Nawet jego Matka, sama będąca pisarką, przestrzegała go: „Kraszewskim przecież nie będziesz. I z pióra nie wyżyjesz”. Jakże się pomyliła! Jej syn nie tylko zarabiał pisaniem na życie, ale osiągnął triumfy niespotykane jak dotąd dla żadnego polskiego pisarza.

 Hołdy i uwielbienia spotykały go co krok, jednak sława go męczyła. Nie mógł opędzić się od wielbicieli. Sienkiewicza czytali wszyscy: szlachcice, kucharki, gimnazjaliści, chłopi, emigranci i arystokratki. Twórca otrzymywał od swoich wielbicieli najdziwniejsze prezenty i wyróżnienia, a jego twarz znajdowała się nawet na cukierkach.

Kiedy wychodziło „Ogniem i Mieczem”, nie było rozmowy, która by się od tego nie zaczynała i na tym nie kończyła. Na wsiach i w miasteczkach chłopi schodzili się na stację kolejową lub pocztę, gdzie urzędnik czytał im kolejne odcinki powieści. Bohaterów traktowano jak żywych ludzi lub postacie historyczne. Grono warszawianek wysłało Sienkiewiczowi uroczystą prośbę, by nie zabijał Skrzetuskiego i ożenił go z Heleną. Czytelnicy modlili się za duszę Podbipięty, chcieli nawet dać na mszę w jego intencji. Mieszkańcy Zbaraża nie pozwolili zbudować szkoły na placu przykościelnym, twierdząc, że leżą tam jego zwłoki, a spokoju zmarłego nie godzi się zakłócać. W grudniu 1888 roku Sienkiewicz otrzymał od anonimowego nadawcy piętnaście tysięcy rubli i kartkę ze słowami: Nic to – Michał Wołodyjowski – Henrykowi Sienkiewiczowi”. Do dziś nie wiadomo, kim był ten miłośnik Trylogii. Sienkiewicz przekazał pieniądze Polskiej Akademii Umiejętności na stypendium dla artystów zagrożonych gruźlicą. Fundusz nosił imię jego zmarłej żony Marii. Korzystali z niego między innymi Konopnicka, Wyspiański, Przybyszewski, Witkiewicz i …………..Tetmajer. 

 Jego popularność była globalna. W rankingu przeprowadzonym przez rosyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych, dotyczącym czytanych autorów, Sienkiewicz zajął pierwsze miejsce, wyprzedzając Lwa Tołstoja i Emila Zolę. We Francji jego kult określono jako „bezprzytomny podziw”. Podobne tryumfy święcił autor „Quo Vadis” w Ameryce, Anglii, Włoszech i Niemczech. Te zagraniczne hołdy przybierały czasem kuriozalne formy  w hotelach wkładano mu róże w buty, gdy wystawiał je na korytarz do czyszczenia.

Bestsellerem stała się powieść Quo vadis, entuzjastycznie przyjęta zarówno przez czytelników, jak i przez krytykę. Przyniosła Sienkiewiczowi rozgłos w całej Europie, a w Stanach Zjednoczonych była najpopularniejszą książką w 1898 r. We Włoszech w ciągu kilku lat ukazało się niemal 100 jej wydań. Władze Rzymu przyznały mu tytuł „Civis Romanus” („obywatel rzymski”).Do dziś Quo vadis przetłumaczono na prawie pięćdziesiąt języków (m.in. na japoński, chiński, arabski, jidysz, łacinę i esperanto), a ukazała się w ponad osiemdziesięciu krajach Sienkiewicz był ponadto jednym z pierwszych na świecie pisarzy, po których utwory sięgnęli twórcy filmowi. Quo vadis doczekało się wielu ekranizacji. Pierwszy pełnometrażowy film powstał już w 1912 r., we Włoszech. Ekranizacje zwłaszcza Krzyżaków i Trylogii, wpisały się w historię polskiego kina.

Jubileusz dwudziestopięciolecia pracy literackiej Sienkiewicza był wydarzeniem ogólnonarodowym. Uroczystości odbywały się niemal we wszystkich miastach dawnej Rzeczypospolitej. Główne zaś urządzono 22 grudnia 1900 roku w Warszawie. Wtedy to jubilat za swą działalność pisarską otrzymał dar od narodu polskiego – akt własności majątku ziemskiego w Oblęgorku. tak dziękował pisarz Polakom za docenienie jego pracy literackiej:

 Trudno mi wypowiedzieć słowami, jak dalece wzrusza mnie dzień dzisiejszy i wszystko, co mnie w nim spotyka. Ja, który z powodu prac moich dużo zajmowałem się przeszłością, z najgłębszym rozrzewnieniem przypominam sobie, że w dawnych czasach tak nagradzano wojowników zasłużonych na polach bitew.

Kilka lat później pisał: „Oblęgorek oczarował mnie zupełnie. Mało jest w Królestwie wiosek tak pięknie położonych”, ale też: „nie ja zjadam dochody z Oblęgorka, ale on moje”.

Wydawano jubileuszowe albumy, a gazety prześcigały się w uwielbieniu pisarza. Czeska Akademia Nauk nadała mu członkostwo honorowe. Doszło nawet do tego, że pod jego warszawskie mieszkanie wysłano cztery krowy oraz byka!

Wybuch I wojny światowej zastał Sienkiewicza w Oblęgorku. W drugim tygodniu wojny przed pałacyk zajechali polscy ułani, by złożyć hołd „marszałkowi pióra” i prosić go o błogosławieństwo na wojenną drogę.  Sienkiewicz wraz z rodziną opuścił posiadłość i udał się do Krakowa, a następnie do Szwajcarii. Ten wyjazd był pożegnaniem z ojczyzną. Zmarł 15 listopada 1916 szepcząc: „Ja już niepodległej Polski nie zobaczę…”.

Twarz szósta. Noblista

W 1905 r. Henryk Sienkiewicz uhonorowany został literacką Nagrodą Nobla za „wybitne osiągnięcia w dziedzinie eposu” i — jak podkreślili jurorzy — „rzadko spotykany geniusz, który wcielił w siebie ducha narodu”.

We wniosku o przyznanie nagrody napisano: „Dopiero starając się ogarnąć cały dorobek Sienkiewicza, wtedy widzi się, jak jest olbrzymi. Jego epicki styl osiąga szczyty artyzmu. Jeśli robi on tak imponujące wrażenie na kimś, kto zna jego dzieła wyłącznie w tłumaczeniach, to jak piękne muszą być w oryginale!”.

Nagrodę Nobla w tym samym roku otrzymał Robert Koch. Odkrywca prątków gruźlicy, na która przed dwudziestu laty zmarła ukochana żona pisarza, Marynia. Sienkiewicz wykorzystał uroczystość wręczenia Nagrody, by mówić o Polsce. W swojej mowie laureata powiedział:

„Zaszczyt ten, cenny dla wszystkich, o ileż jeszcze cenniejszym być musi dla syna Polski! Głoszono Ją umarłą, a oto jeden z tysiącznych dowodów, że Ona żyje! Głoszono Ją niezdolną do myślenia i pracy, a oto dowód, że działa! Głoszono Ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać!”.

Dziękuję za wysłuchanie i jak zawsze zapraszam do naszych kolekcji w Polonie. Polecam tamksiążkę : Sienkiewicz jako feljetonista : zapomniane kartki z teki Litwosa (1873-1883) / Ferdynanda Hoesicka. Wydaną w Warszawie w 1902 roku. Zapraszam również do bloga Biblioteka Vintage aby obejrzeć materiał ilustracyjny odcinka.

A następnym razem opowiem o kobiecie o  której mówiono, że  miała dar opowiadania o wsi bez taniego romantyzmu. Jakby Mickiewicza przenieść do folwarku i dać mu widły.

Polityka cookies i prywatności

Strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celu niezbędnym do prawidłowego działania serwisu, dostosowania strony do indywidualnych preferencji użytkownika oraz statystyk. Wyłączenie zapisywania plików cookies jest możliwe w ustawieniach każdej przeglądarki internetowej, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. Jeżeli nie wyrażasz zgody na zapisywanie informacji w plikach cookies należy opuścić stronę.

Zaznacz cookies, które akceptujesz:
Powrót