Tytułowe Ciałaczki to nie tylko, wbrew temu, co jest podkreślone w podtytule książki, kobiety wcielające feminizm. Chociaż aspekt ten jest niezaprzeczalny i wielokrotnie podkreślany w publikacji. Niemniej jednak Ciałaczki to również kobiety, w tym także przedstawicielki środowisk nieheteronomatywnych, które przede wszystkim nauczyły się w pełni kochać oraz w pełni akceptować swoje ciało. Pod każdym względem, bez otoczki wstydu czy fałszywej moralności.
Autorka książki Karolina Sulej zaprosiła bohaterki do niekiedy niezwykle intymnych rozmów, związanych z poczuciem szeroko rozumianej kobiecej wspólnotowości. Pasja odnalezienia własnej drogi, umiejętności stawiania granic, pozbywania się poczucia lęku czy wstydu to tylko niektóre z obszarów zachęcających do lektury książki. Fascynujące są przede wszystkim historie bohaterek, a to co je łączy to ogromna siła i determinacja w przełamywaniu tabu związanego z ciałem. Bo, jak się okazuje, ciałaczki niejednokrotnie doświadczyły upokorzenia, dyskryminacji, odrzucenia, przemocy czy popularnych w ostatnim czasie terminów oscylujących wokół ciałopozytywności bądź cielesności (slut-shaming, fat-shaming). Z treści książki jasno wynika przekaz, iż wiedzą już jak sobie radzić i z godnością oraz dumą z tego kim są i jakie są czerpać korzyści. A kiedy trzeba bronić swoich wartości i stanąć w obronie słabszych, walczą jak lwice.
Wśród rozmówczyń Karoliny Sulej, oprócz nazwisk bardziej lub mnie kojarzonych, odnajdziemy także takie, o których ja słyszałam po raz pierwszy.
I chyba właśnie historie tych bohaterek były dla mnie najbardziej fascynujące. Jest to jednak moja opinia i każdy może mieć inną. Ale żeby mieć jakąkolwiek to najpierw należy zapoznać się z książką, do czego gorąco zachęcam.
przeczytała i poleca
Katarzyna Gołubiew
WWE