Zapraszamy do wysłuchania podcastu pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej im. Komisji Edukacji Narodowej w Warszawie. Tu Katarzyna Majszak z Biblioteki Vintage.
Drodzy słuchacze, dziś zabieram Was w podróż do Krakowa, roku pańskiego 1549. Miasta tętniącego życiem, którego sercem była Akademia Krakowska, a nieodłącznym elementem miejskiego krajobrazu byli studenci z Waniżakami. Miał może 20 lat, uczył się pilnie.
W bursie wszystkich świętych spał na twardym sięniku, dzielił pokój z trzema innymi chłopakami. Łacinę znał lepiej niż język ojczysty. Marzył, żeby zostać kimś więcej niż tylko synem Jana Spienian.
Nie został nikim. Zginął od uderzenia kijem. Powodem była kobieta, którą nazwali wdową po połowie Krakowa.
Kraków, 1549 rok, 14 maja, końcówka ciepłego i pogodnego dnia. Wąskich uliczkach miasta ruch ustawał. Mieszkańcy zdążali do domów.
Nic nie wskazywało na to, że jakieś niezwykłe zdarzenie zakłóci ten wieczór. Żacy, mieszkający w bursie wszystkich świętych, wyszli na przylegające do niej cmentarz, aby miło spędzić resztę tego pięknego dnia. Zapadał już zmrok.
Było między 8 a 9 wieczorem, gdy obok bursy pojawiły się dwie niewiasty lekkich obyczajów. Zmierzały one w kierunku plebani po Bliskiego Kościoła wszystkich świętych. Owe panie nie cieszyły się w Krakowie dobrą opinią, więc żacy nie przepuścili okazji, by je zaczepić.
Rozpoczęła się uszczypliwa wymiana zdań. Starszą Julkę nazwali wdową po połowie Krakowa. Zapadał już zmrok.
Było między 8 a 9 wieczorem, gdy obok bursy pojawiły się dwie niewiasty lekkiego prowadzenia się. Zmierzały one w kierunku plebani po Bliskiego Kościoła wszystkich świętych. Owe panie nie cieszyły się w Krakowie dobrą opinią, więc żacy nie przepuścili okazji, by je zaczepić.
Rozpoczęła się uszczypliwa wymiana zdań. Starszą Julkę nazwali wdową po połowie Krakowa. Młodszej proponowali raczej wizytę w swojej bursie niż na plebani.
Zmierzała się dwie niewiasty lekkiego prowadzenia się. Zmierzały one w kierunku plebani po Bliskiego Kościoła wszystkich świętych. Owe panie nie cieszyły się w Krakowie dobrą opinią, więc żacy nie przepuścili okazji, by je zaczepić.
więc żacy nie przepuścili okazji, by je zaczepić. Rozpoczęła się uszczypliwa wymiana zdań. Starszą Julkę nazwali wdową po połowie Krakowa.
Młodszej proponowali raczej wizytę w swojej bursie, niż na plebani, na co rozzłoszczona, dosadnie pokazała żakom, gdzie ma ich i ich złośliwe zaczepki. To musiało żaków bardzo zdenerwować, bo zaczęli rzucać w kobiety grudkami błota. Panie rzuciły się do ucieczki i schroniły się w pobliskim domu księdza kanonika Andrzeja Czarnkowskiego, bogatego i wpływowego duchownego.
Służba duchownego postanowiła stanąć w obronie niewiast. Kilkunastu uzbrojonych pachołków wypadło z probostwa i ruszyło na stojących pod bursą żaków, bijąc ich i rozpędzając. W pogoni za uciekającymi napastnicy wpadli do bursy.
Zdemolowali ją, zranili kilka osób. Jeden ze studentów, Jerzy, syn Jana Spienian z diecezji wileńskiej, został zabity. Śmierć za zuchwałość.
Śmierć za głupi żart. Następnego dnia od rana wśród krakowskich studentów wrzało. Zebrali się pod bursą i stamtąd ruszyli na zamek Na wawelu, chcąc u samego króla Zygmunta Augusta złożyć skargę na kanonika, którego obwiniali o śmierć kolegi.
Zostali jednak zbyci przez podkanclerzego. Niczego nie wskórali także u rektora akademii. Jedyne, co im pozostało, to demonstracyjne obnoszenie po ulicach Krakowa z zwłok kolegi, który ostatecznie spoczął w Kościele Świętego Ducha.
W mieście utrzymywało się nerwowe napięcie. Młodzież domagała się ukarania winowajcy, a gdyby się to nie stało, zagroziła, że opuści akademię i Kraków. Wywołało to ogólne zaniepokojenie, ponieważ studenci stanowili prawie jedną, szóstą ludności miasta.
Wtedy zdarzył się incydent, który jeszcze bardziej zaognił sytuację. 26 maja wracający konno do domu Kanonik Czarnkowski został na rynku głównym obrzucony kamieniami przez grupę żaków. Interweniowała Straż Miejska i część uczestników zajścia znalazła się w areszcie, gdzie torturami chciano wyciągnąć z nich zeznania świadczące o planowaniu ataku.
Rezultat był taki, że pozostali studenci odmówili udziałów na bezżeństwach kościelnych, co było ich obowiązkiem. Rozgoryczeni scholarze zdecydowali, że 4 czerwca opuszczą Kraków i udadzą się na inne uniwersytety. Epizod opuszczenia Krakowa przez żaków tak opisuje Antoni Karbowiak w swej pracy z 1900 roku pod tytułem rozproszenie młodzieży szkolnej krakowskiej w roku 1549.
We wtorek dnia 4 czerwca już wczesnym rankiem zaroiły się ulicę Krakowa od gotowych do drogi scholarów. Towarzyszyły im tłumy mieszczan, krewnych lub znajomych. Żegnano się płacząc rzewnie.
Przynoszono młodzieży ze wszystkich stron pożywienie na drogę. Przychodzili z nią mieszczanie i szlachta, poważni mężowie i sędziwe matrony, krewni i znajomi. Zrywały się nagle liczne stosunki łączące ludność Krakowa z młodzieżą szkolną.
Zaopatrzona w drogę, dźwigając na plecach pudła i sakwy oraz niezbędne garnuszki studenckie, ruszyła młodzież tłumie z Krakowa śpiewając uroczystą pieśń i tę in torbę uniwersum. Idźcie na cały świat. Współczesne źródła jednogłośni stwierdzają, że była to chwila nad wyraz bolesna.
Wprawdzie większość zbuntowanych studentów po cichu potem wróciła do Krakowa, ale szacuje się, że studia w Krakowie porzuciło ponad sześć i pół tysiąca uczniów. Jesienią już tylko siedemnastu profesorów na ogólną liczbę czterdziestu sześciu prowadziło wykłady na wydziale filozoficznym. We wrześniu sąd biskupi odczyścił kanonika czarnkowskiego z zarzutów przyczynienia się do śmierci Jerzego Spienian.
Porzucenie nauki przez dużą grupę studentów nie okazało się katastrofalne w skutkach dla Krakowskiego Uniwersytetu. Dramatyczne wydarzenia, które rozwinęły się, z wydawałoby się prozaicznego, chuligańskiego wybryku, powoli stawały się historią. Temat buntu studentów podjął Jan Matejko, który w 1892 roku ukończył malowanie obrazu zatytułowanego Wyjście Żaków z Krakowa w roku 1549.
Dzieło znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie. 20 lat później Józef Ignacy Raszewski wydał powieść Żacyk Rakowscy w roku 1549 prosta kronika. Bund Żaku wstał się tematem opery.
Tadeuszasz Heligowskiego w 4 ha, do której libretto napisał Roman Brandschteter. Jej premiera odbyła się 14 lipca 1951 roku we Wrocławiu. Bund Żaków był pierwszą polską powojenną operą.
A jak się właściwie żyło Żakom Krakowskim w dawnych czasach? Czy życie studenckie wyglądało podobnie jak dzisiaj? Uniwersytet i kiedyś i dziś to nie tylko nauka, ale też miejsce, gdzie studenci mają swoje własne, bujne życie, które nie zawsze jest takie, jak Pan Profesor przykazał. Na uniwersytecie istniały wydziały medycyny, prawa i sztuk wyzwolonych, czyli artes liberales. Siedem sztuk wyzwolonych dzieliło się na stopień niższy triwium, stąd pochodzi przymiotnik trywialny i qwadriwium, czyli stopień wyższy.
Po ukończeniu siedmiu sztuk wyzwolonych, student zdawał egzamin i był uprawniony do studiów, na którymś z fakultetów teologii, prawa lub medycyny. Najbardziej prestiżowym wydziałem oczywiście w tamtych czasach, na każdym uniwersytecie, był wydział teologii. Na uniwersytet mógł zapisać się absolutnie każdy.
Szli więc studiować chłopcy dziewięcioletni, dziesięcioletni, jak również dojrzali mężczyźni. Zgodnie ze statutami uniwersyteckimi studenci mieli obowiązek mieszkać w bursach, czymś na kształt dzisiejszych akademików i wracać do nich o określonej godzinie. Te najbardziej znane bursy to bursa majętnych, bursa jerozolimska, bursa filozofów.
Każda bursa oprócz tego miała swoje terytorium, na którym żebrała o jedzenie. Z tego względu też często powstawały konflikty między bursami. Do bursy nie wolno było wprowadzać niewiast ani trzymać broni.
Miasto miało jednak swoje uroki i żacy często spędzali wieczory i noce poza bursą. W gospodach, gdzie oddawali się surowo w zbrojonej grze w karty, lokale oferowały studentom różnorodne napoje z winogron . Nawiązywali również zakazane kontakty z kobietami lekkich obyczajów.
W aktach sądu rektorskiego znajduje się wzmianka o skazaniu na karem grzywny studenta, który kąpał się w Wiśle nago wraz z nagą kobietą, ku zgorszeniu obserwujących to zdarzenie innych studentów i osób postronnych. W krakowskim studium generale kształcili się studenci nie tylko z królestwa polskiego, ale i spoza jego granic. Językiem uniwersyteckim, obowiązującym i na zajęciach i w rozmowach prywatnych w bursach, była łacina.
A używanie języków rodzimych było karane, więc różnice narodowościowe schodziły często na dalszy plan. Niemniej akta sądu rektorskiego dostarczają licznych wiadomości o bajkach między żakami różnych narodowości. Szczególnie chętni do bitki byli Węgrzy, a bili się najczęściej z Niemcami.
Z kolei ulubionym obiektem drwin byli mazurzy ze względu na swoją charakterystyczną wymowę. Uniwersytet zyskał daleko idącą autonomię. Student Uniwersytetu w Krakowie, jeśli popełnił przestępstwo, cokolwiek nabroił, nie podlegał pod sąd miejski, ale pod sąd rektorski.
Rektor natomiast niechętnie sądził studentów. Student był praktycznie nietykalny dopóki nikogo nie pozbawił życia. Najczęściej popełnianym przestępstwem była kradzież.
Kradziono książki, odzież, jedzenie. Studenci okradali Krakowian oraz siebie nawzajem. Żacy mieli swoje zwyczaje i rytuały.
Pierwszy z nich to Juwenalia, czyli studencki Karnawał. Jego korzenie sięgają tradycji obchodów świętych młodzieniaszków. W ramach którego opata zastępował młodym nich i parodiował sprawowaną władzę.
W czasie swojego święta studenci wybierali króla żaków i podczas jego koronacji śpiewali Breveregnum, z łaciny krótkie panowania. Drugi zwyczaj to Otrzęsiny. Po łacinie Despotio beanorum.
Do dziś nie wyjaśniono skąd pochodzi słowo beanus. Według niektórych chodzi tu o pisklę, żółtodzioba. Inni natomiast twierdzą, że wywodzi się od dźwięku B. Który wydają barany i cielęta.
Mianem beana nazywano nowego studenta, który był nieotrzęsiony, z tego powodu był wyszydzany i traktowany z pogardą. Bestia equalis asino nihilver estiens. Zwierzę równe osłu, niewiedzące niczego.
Świeżego studenta musiano otrząść, aby zrzucić z niego nieokrzesanie i ciemnotę. Zwyczaj ten przybył do Polski z Europy Zachodniej, najprawdopodobniej przez Czechy i Niemcy. Na Uniwersytecie Krakowskim otrzęsiny odbywały się w Bursie Jerozolimskiej.
Uroczystość rozpoczynała się od wystawnej kolacji mistrzowskiej, za którą płacili beani. Dopiero w okolicach północy zjawiał się korowód żółtodziobów. Na egzan.
Beanów wprowadzono pojedynczo do Izby, gdzie sadzano ich na kulawym stołku i dokonywano egzorcyzmów. Wśród przyśpiewek do odcinków i różnych błazeńskich sztuczek, Bean był szczypany, tarmoszony, kuty, wrzucany ze stołka, malowany obrzydliwymi smarami i farbami, kolony drewnianą brzytwą. Następnie przeprowadzano egzamin sprawdzający przytomność umysłu, podczas którego uczeń miał udowodnić, że umie czytać, pisać i liczyć.
Po tych wątpliwych, aczkolwiek niezbędnych przyjemnościach żółtodziobowi przyprawiano wielkie uszy, a do ust wkładano świński kieł. Owe uszy jako symbol niszczenia głupoty i nieokrzesania obcinano drewnianym mieczem. Kiełzaś wyrywano olbrzymi kleszczami.
Po tym wszystkim kładziono ofiarę na stole. Ciosano i heblowano. Czyszczono uszy i twarz roztworem z soli, a ciało polewano winem.
Po zakończeniu obrzędów, Bejan mył się i zostawał przyjęty w szeregi społeczności akademickiej. Na Uniwersytecie Krakowskim te obrzędy zostały zakazane w 1511 roku przez doktora filozofii lekarza Adama Zbohni, który stwierdził, że nowicjusze niepotrzebnie są narażani na wydatki, gdyż zamiast za książki i jedzenie muszą płacić za otrzęsiny. Od tego czasu otrzęsiny odbywały się nielegalnie w bursach, w sypialniach lub w prywatnych mieszkaniach.
Czy zaczynając studia, słysząc podczas inauguracji Gaudeamus i Gittur czuliście się spadkobiercami tradycji średniowiecznych żaków? Czy podczas otrzęsin i Juwenaliów myśleliście o ich źródłach? Jeśli chcielibyście zgłębić temat jeszcze bardziej, zajrzyjcie do zasobów polony, gdzie znajdziecie książkę Józefa Muchkowskiego pod tytułem Mieszkania i postępowanie uczniów krakowskich w wiekach dawniejszych. Link do publikacji znajduje się w opisie. Zajrzyjcie również do bloga Biblioteka Vintage, gdzie znajdziecie materiał ilustracyjny.